Rozdział 3

Od ponad dwóch tygodni nie miałem żadnych wiadomości od Spencer. Spędzałem całe dnie na poszukiwaniach, jednak nigdy nie mogłem na nią natrafić. Miałem wielką nadzieję, że zobaczę ją jeszcze przed powrotem do Londynu, ale z godziny na godzinę sytuacja stawała się coraz gorsza. Miałem wrażenie, że w ciągu tych czternastu dni przeczesałem cały Nowy Jork, ale dziewczyna i tak zapadła się pod ziemię.
Rzecz jasna nie zostawiłem tej niewyjaśnionej sprawy. Zaraz po powrocie do domu rodziców poprosiłem siostrę o rozmowę. Miałem nadzieję, że to właśnie ona będzie w stanie mi wszystko wytłumaczyć, bowiem nigdy przedtem nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Byłem jej młodszym bratem, do którego zawsze udawała się po rady, mówiliśmy sobie o wszystkim. Właśnie głównie z tego powodu liczyłem na to, iż tym razem relacje między nami się nie zmienią. Na moje nieszczęście Kate niczego mi nie wyjawiła. Stwierdziła, że mieszam się w jej prywatne sprawy i dała mi jasno do zrozumienia, że nie powinienem wtrącać się do jej życia. Zdziwiła mnie swoim zachowaniem, bowiem nigdy wcześniej nie dochodziło do tego typu sytuacji. W rezultacie pokłóciliśmy się, a tak naprawdę nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku dni. Nie zamierzałem wyciągać do niej ręki na zgodę jako pierwszy, gdyż właśnie do niej należało to zadanie. 
Po południu spakowałem swoje rzeczy, znosząc jedną torbę ze swoimi rzeczami na parter. Udałem się do kuchni, gdzie rodzice prowadzili zaciętą rozmowę. Gdy tylko mnie zobaczyli, natychmiast umilkli. Przeszedłem obok tej sytuacji obojętnie, bowiem zdążyłem się do niej przyzwyczaić. Kiedy znajdowałem się w pobliżu każdy zmieniał temat lub po prostu go ucinał. Odkąd pamiętałem, rodzina zawsze trzymała mnie z dala od bieżących spraw, w nic nie zostałem wtajemniczony. Tym bardziej nie przejąłem się ciszą narastającą wokół nas. Sięgnąłem po czystą szklankę, nalewając do niej soku pomarańczowego. Upiłem kilka łyków, a zaraz po chwili w kuchni zjawiła się moja siostra. Stanęła na przeciwko mnie, ale starałem się ją ignorować. Jeśli myślała, że to ja pierwszy się do niej odezwę, grubo się myliła. Owszem, należałem do ludzi upartych, ale w tym przypadku nie chodziło o to. To ona powinna była mnie przeprosić.
- Musisz wyjeżdżać? - spytała znienacka, niecierpliwie wyczekując mojej odpowiedzi. - Może mógłbyś zostać jeszcze na parę dni? Spędzilibyśmy trochę czasu ze sobą, nie często mamy taką okazję.
- Nie mogę - powiedziałem obojętnie, nie patrząc w jej stronę. - Czekają na mnie przyjaciele, Londyn, zespół i fani. Muszę wracać do swoich obowiązków.
Po tych słowach odłożyłem szklankę do zlewu, po czym podszedłem do rodziców, z którymi się pożegnałem. Wyraziłem nadzieję na ponowne, szybsze spotkanie w mniej przygnębiającej atmosferze. Pomimo wcześniej zaistniałej sytuacji, który ciągnęła się już przez lata - miałem z nimi dobry, nawet bardzo dobry kontakt. Zawsze mogłem na nich liczyć, choć często odsuwali mnie od swoich spraw. Nie miałem im tego za złe, być może nie do końca ufali mojej gwiazdorskiej karierze, nie chcieli rozgłosu lub plotek. Zważając na moją przeszłość, mieli prawo nie mieć do mnie zaufania.
Udałem się do holu, gdzie zawiesiłem przez ramię torbę, gotowy na powrót do Anglii. Na pożegnanie przytuliłem siostrę do siebie, nic nie mówiąc. Skoro chciała bym wyjechał w taki sposób, nie zamierzałem niczego zmieniać.
- Niall - zaczęła niepewnie, kiedy przekręciłem klucze w drzwiach. - Jesteś moim bratem, kocham cię i zależy mi na tobie. Nie powiedziałam ci o tej sprawie nie dlatego, że ci nie ufam. Ona nie ma znaczenia. Dla twojego dobra radzę ci, byś nie zadawał się z tą nic nie wartą sierotą - puściłem ten komentarz mimo uszu, patrząc na Katherine wymownie. Nie odezwałem się, bowiem nie chciałem wszczynać ponownej kłótni.
Wyszedłem z domku rodziców, kierując się w uliczkę znajdującą się po mojej lewej stronie. Niedaleko na parkingu Harry przysłał po mnie kierowcę, który bezpiecznie miał dowieść mnie do Londynu. Mówiłem, że to niepotrzebne, ale troska mojego przyjaciela była tak wielka, że nikt nie miał prawa się z nim sprzeczać. Uśmiechnąłem się do siebie na samą myśl o brunecie, jednocześnie rozglądając się dookoła. Przechodziłem przez przejście dla pieszych, gdy nagle spostrzegłem po drugiej stronie znajomą sylwetkę. Nie miałem żadnych wątpliwości - była to Spencer. Obawiałem się, że jeśli tylko mnie zobaczy, zacznie uciekać, ale nie mogłem przecież przejść obok niej obojętnie. Musiałem z nią porozmawiać.
- Spence! - zawołałem, przyspieszając kroku. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i o dziwo pozostała w tym samym miejscu. Z lekką zadyszką w końcu stanąłem twarzą w twarz z brunetką. - Gdzie się podziewałaś? Szukałem cię całe dwa tygodnie!
- Nie chciałam ci się narzucać - powiedziała, nie podnosząc wzroku. - Musiałeś być przy rodzinie, nie musiałeś się tak mną przejmować. Byłam tu i tam, jak zawsze.
Z żalu i współczucia ścisnęło mi serca tak bardzo, że miałem problemy z oddychaniem. Nie wiedziałem dlaczego, ale ta dziewczyna stała się dla mnie kimś ważnym, martwiłem się o nią i chciałem zadbać o jej bezpieczeństwo. Po chwili Spencer podniosła głowę, spoglądając mi w oczy. Dopiero teraz spostrzegłem dość duże przecięcie na jej lewym policzku, z którego nadal sączyła się krew.
- Co ci się stało? - zapytałem zaniepokojony, szukając po kieszeniach spodni chusteczki. - Kto ci to zrobił?
- Niall, to nic takiego - brunetka próbowała mnie uspokajać, ale byłem pewien, że zdarzyło się coś naprawdę poważnego. - Nie mogę i nawet nie chcę wtajemniczać cię w moje życie. To zbyt ryzykowne. Po prostu jedź już do Londynu.
- Jeśli myślisz, że cię tutaj zostawię, bardzo się mylisz - powiedziałem stanowczo, patrząc w jej brązowe oczy. - To głęboka rana, Spence. Mogło się wdać tam jakieś zakażenie, które może być niebezpieczne. Trzeba to natychmiast zdezynfekować i opatrzyć!
- Poradzę sobie - zapewniała, a w jej oczach z niewiadomej przyczyny pojawiły się łzy. Przestraszyłem się, bowiem nie wiedziałem jak miałem zachować się w tej sytuacji.
- Nie ma mowy - chwyciłem ją za rękę, prowadząc w stronę samochodu. - Nieopodal jest szpital, musi opatrzyć cię lekarz. Proszę, nie sprzeciwiaj się. To dla mnie naprawdę ważne. 
Brunetka kiwnęła tylko głową na znak zgody, po czym wsiadła do pojazdu. Na miejscu lekarz opatrzył jej ranę, przepisując dodatkowo płyny i maści łagodzące ból. Znaleźliśmy się z powrotem w samochodzie, krążąc po ulicach Nowego Jorku. Po krótkiej chwili Spencer położyła głowę na moim ramieniu, po czym momentalnie zasnęła. Cicho przekazałem kierowcy, by zjechał na drogę do Londynu, bowiem właśnie tam zamierzałem zawieść brunetkę. Robiłem to dla jej dobra i miałem nadzieję, że nie będzie miała mi tego za złe. Wyciągnąłem ostrożnie z kieszeni spodni telefon komórkowy, na którym wystukałem wiadomość do Harry'ego: "Wyjeżdżam, za niedługo się zobaczymy. PS. Mam ze sobą kogoś, kto zatrzyma się u nas na jakiś czas. Uprzedzając twoją, w zasadzie waszą ciekawość - tak, jest to dziewczyna. Do zobaczenia!" Wysłałem sms'a, chowając aparat z powrotem do spodni. Spojrzałem na Spencer, na której twarzy przez sen malował się niesamowicie piękny, promienny uśmiech. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że to ja stałem się powodem, dla którego uśmiechała się każdego dnia od tamtej chwili.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz