Od
ponad dwóch tygodni nie miałem żadnych wiadomości od Spencer. Spędzałem
całe dnie na poszukiwaniach, jednak nigdy nie mogłem na nią natrafić.
Miałem wielką nadzieję, że zobaczę ją jeszcze przed powrotem do Londynu,
ale z godziny na godzinę sytuacja stawała się coraz gorsza. Miałem
wrażenie, że w ciągu tych czternastu dni przeczesałem cały Nowy Jork,
ale dziewczyna i tak zapadła się pod ziemię.
Rzecz
jasna nie zostawiłem tej niewyjaśnionej sprawy. Zaraz po powrocie do
domu rodziców poprosiłem siostrę o rozmowę. Miałem nadzieję, że to
właśnie ona będzie w stanie mi wszystko wytłumaczyć, bowiem nigdy
przedtem nie mieliśmy przed sobą żadnych tajemnic. Byłem jej młodszym
bratem, do którego zawsze udawała się po rady, mówiliśmy sobie o
wszystkim. Właśnie głównie z tego powodu liczyłem na to, iż tym razem
relacje między nami się nie zmienią. Na moje nieszczęście Kate niczego
mi nie wyjawiła. Stwierdziła, że mieszam się w jej prywatne sprawy i
dała mi jasno do zrozumienia, że nie powinienem wtrącać się do jej
życia. Zdziwiła mnie swoim zachowaniem, bowiem nigdy wcześniej nie
dochodziło do tego typu sytuacji. W rezultacie pokłóciliśmy się, a tak
naprawdę nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku dni. Nie zamierzałem
wyciągać do niej ręki na zgodę jako pierwszy, gdyż właśnie do niej
należało to zadanie.
Po
południu spakowałem swoje rzeczy, znosząc jedną torbę ze swoimi rzeczami
na parter. Udałem się do kuchni, gdzie rodzice prowadzili zaciętą
rozmowę. Gdy tylko mnie zobaczyli, natychmiast umilkli. Przeszedłem obok
tej sytuacji obojętnie, bowiem zdążyłem się do niej przyzwyczaić. Kiedy
znajdowałem się w pobliżu każdy zmieniał temat lub po prostu go ucinał.
Odkąd pamiętałem, rodzina zawsze trzymała mnie z dala od bieżących
spraw, w nic nie zostałem wtajemniczony. Tym bardziej nie przejąłem się
ciszą narastającą wokół nas. Sięgnąłem po czystą szklankę, nalewając do
niej soku pomarańczowego. Upiłem kilka łyków, a zaraz po chwili w kuchni
zjawiła się moja siostra. Stanęła na przeciwko mnie, ale starałem się
ją ignorować. Jeśli myślała, że to ja pierwszy się do niej odezwę, grubo
się myliła. Owszem, należałem do ludzi upartych, ale w tym przypadku
nie chodziło o to. To ona powinna była mnie przeprosić.
-
Musisz wyjeżdżać? - spytała znienacka, niecierpliwie wyczekując mojej
odpowiedzi. - Może mógłbyś zostać jeszcze na parę dni? Spędzilibyśmy
trochę czasu ze sobą, nie często mamy taką okazję.
- Nie
mogę - powiedziałem obojętnie, nie patrząc w jej stronę. - Czekają na
mnie przyjaciele, Londyn, zespół i fani. Muszę wracać do swoich
obowiązków.
Po
tych słowach odłożyłem szklankę do zlewu, po czym podszedłem do
rodziców, z którymi się pożegnałem. Wyraziłem nadzieję na ponowne,
szybsze spotkanie w mniej przygnębiającej atmosferze. Pomimo wcześniej
zaistniałej sytuacji, który ciągnęła się już przez lata - miałem z nimi
dobry, nawet bardzo dobry kontakt. Zawsze mogłem na nich liczyć, choć
często odsuwali mnie od swoich spraw. Nie miałem im tego za złe, być
może nie do końca ufali mojej gwiazdorskiej karierze, nie chcieli
rozgłosu lub plotek. Zważając na moją przeszłość, mieli prawo nie mieć
do mnie zaufania.
Udałem
się do holu, gdzie zawiesiłem przez ramię torbę, gotowy na powrót do
Anglii. Na pożegnanie przytuliłem siostrę do siebie, nic nie mówiąc.
Skoro chciała bym wyjechał w taki sposób, nie zamierzałem niczego
zmieniać.
-
Niall - zaczęła niepewnie, kiedy przekręciłem klucze w drzwiach. -
Jesteś moim bratem, kocham cię i zależy mi na tobie. Nie powiedziałam ci
o tej sprawie nie dlatego, że ci nie ufam. Ona nie ma znaczenia. Dla
twojego dobra radzę ci, byś nie zadawał się z tą nic nie wartą sierotą -
puściłem ten komentarz mimo uszu, patrząc na Katherine wymownie. Nie
odezwałem się, bowiem nie chciałem wszczynać ponownej kłótni.
Wyszedłem
z domku rodziców, kierując się w uliczkę znajdującą się po mojej lewej
stronie. Niedaleko na parkingu Harry przysłał po mnie kierowcę, który
bezpiecznie miał dowieść mnie do Londynu. Mówiłem, że to niepotrzebne,
ale troska mojego przyjaciela była tak wielka, że nikt nie miał prawa
się z nim sprzeczać. Uśmiechnąłem się do siebie na samą myśl o brunecie,
jednocześnie rozglądając się dookoła. Przechodziłem przez przejście dla
pieszych, gdy nagle spostrzegłem po drugiej stronie znajomą sylwetkę.
Nie miałem żadnych wątpliwości - była to Spencer. Obawiałem się, że
jeśli tylko mnie zobaczy, zacznie uciekać, ale nie mogłem przecież
przejść obok niej obojętnie. Musiałem z nią porozmawiać.
-
Spence! - zawołałem, przyspieszając kroku. Dziewczyna odwróciła się w
moją stronę i o dziwo pozostała w tym samym miejscu. Z lekką zadyszką w
końcu stanąłem twarzą w twarz z brunetką. - Gdzie się podziewałaś?
Szukałem cię całe dwa tygodnie!
- Nie
chciałam ci się narzucać - powiedziała, nie podnosząc wzroku. -
Musiałeś być przy rodzinie, nie musiałeś się tak mną przejmować. Byłam
tu i tam, jak zawsze.
Z
żalu i współczucia ścisnęło mi serca tak bardzo, że miałem problemy z
oddychaniem. Nie wiedziałem dlaczego, ale ta dziewczyna stała się dla
mnie kimś ważnym, martwiłem się o nią i chciałem zadbać o jej
bezpieczeństwo. Po chwili Spencer podniosła głowę, spoglądając mi w
oczy. Dopiero teraz spostrzegłem dość duże przecięcie na jej lewym
policzku, z którego nadal sączyła się krew.
- Co ci się stało? - zapytałem zaniepokojony, szukając po kieszeniach spodni chusteczki. - Kto ci to zrobił?
-
Niall, to nic takiego - brunetka próbowała mnie uspokajać, ale byłem
pewien, że zdarzyło się coś naprawdę poważnego. - Nie mogę i nawet nie
chcę wtajemniczać cię w moje życie. To zbyt ryzykowne. Po prostu jedź
już do Londynu.
-
Jeśli myślisz, że cię tutaj zostawię, bardzo się mylisz - powiedziałem
stanowczo, patrząc w jej brązowe oczy. - To głęboka rana, Spence. Mogło
się wdać tam jakieś zakażenie, które może być niebezpieczne. Trzeba to
natychmiast zdezynfekować i opatrzyć!
-
Poradzę sobie - zapewniała, a w jej oczach z niewiadomej przyczyny
pojawiły się łzy. Przestraszyłem się, bowiem nie wiedziałem jak miałem
zachować się w tej sytuacji.
- Nie
ma mowy - chwyciłem ją za rękę, prowadząc w stronę samochodu. -
Nieopodal jest szpital, musi opatrzyć cię lekarz. Proszę, nie
sprzeciwiaj się. To dla mnie naprawdę ważne.
Brunetka
kiwnęła tylko głową na znak zgody, po czym wsiadła do pojazdu. Na
miejscu lekarz opatrzył jej ranę, przepisując dodatkowo płyny i maści
łagodzące ból. Znaleźliśmy się z powrotem w samochodzie, krążąc po
ulicach Nowego Jorku. Po krótkiej chwili Spencer położyła głowę na moim
ramieniu, po czym momentalnie zasnęła. Cicho przekazałem kierowcy, by
zjechał na drogę do Londynu, bowiem właśnie tam zamierzałem zawieść
brunetkę. Robiłem to dla jej dobra i miałem nadzieję, że nie będzie
miała mi tego za złe. Wyciągnąłem ostrożnie z kieszeni spodni telefon
komórkowy, na którym wystukałem wiadomość do Harry'ego: "Wyjeżdżam, za
niedługo się zobaczymy. PS. Mam ze sobą kogoś, kto zatrzyma się u nas na
jakiś czas. Uprzedzając twoją, w zasadzie waszą ciekawość - tak, jest
to dziewczyna. Do zobaczenia!" Wysłałem sms'a, chowając aparat z
powrotem do spodni. Spojrzałem na Spencer, na której twarzy przez sen
malował się niesamowicie piękny, promienny uśmiech. Wtedy nie wiedziałem
jeszcze, że to ja stałem się powodem, dla którego uśmiechała się
każdego dnia od tamtej chwili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz