Rozdział 2

Przez całą drogę powrotną do domu nie odezwałem się ani słowem. Nie miałem odwagi pytać rodzinę, a w szczególności Kate o dziewczynę, którą tak surowo potraktowała. Ogromnie nurtowała mnie cała ta sytuacja, jednak postanowiłem poczekać, aż emocje nieco ochłoną. Cokolwiek zrobiła nieznajoma brunetka, moja siostra nie powinna była zachowywać się w ten sposób. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie, nigdy nie przejawiała takiej agresji. To świadczyło tylko o tym, iż miała wrogie stosunki z tamtą dziewczyną.
Odprowadziłem wszystkich do domu rodziców, po czym poszedłem przejść się po pobliskiej okolicy. Tak naprawdę miałem nadzieję, że spotkam gdzieś nieznajomą i być może to ona zdoła wytłumaczyć mi całą tę sytuację. W międzyczasie postanowiłem zadzwonić do chłopaków, zawiadamiając ich o stanie rzeczy. Miałem zrobić to zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku, jednak całkowicie wypadło mi to z głowy, zważając na spotkaną nas tragedię. Wykręciłem numer Harry'ego, usłyszałem kilka sygnałów, po czym w słuchawce w końcu odezwał się mój przyjaciel.
- Niall! - krzyknął bez żadnego przywitania, a ja byłem niemalże pewien, iż zacznie robić mi wielkie wyrzuty. Taki był Harry. - Dlaczego dzwonisz dopiero teraz? Czy ty wiesz, co my tutaj przeżywaliśmy? Cały czas siedzimy jak na szpilkach! Człowieku, gdzieś ty był? - całość powiedział na jednym wdechu, co całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi i w rezultacie zacząłem się z niego śmiać.
- Spokojnie, Harry – odezwałem się, gdy tylko udało złapać mi się powietrze. - Szczerze mówiąc, zupełnie zapomniałem do was zadzwonić, przepraszam. Tyle się działo. Niedawno wróciliśmy z pogrzebu, naprawdę przytłaczająca sytuacja. Wszystko opowiem wam, kiedy tylko się zobaczymy – powiedziałem w skrócie, gdyż nie chciałem za bardzo wgłębiać się w szczegóły. Nie była to rozmowa na telefon.
- Kiedy możemy się zjawić? - zapytał zaraz przyjaciel, a w jego głosie słyszałem wyraźną nutkę zmartwienia. Za to kochałem go najbardziej – bez względu na sytuację, zawsze martwił się o swojego małego Nialla.
- Zadzwonię do was za kilka dni, w porządku? - powiedziałem prędko, widząc na horyzoncie znajomą twarz. - Posłuchaj, muszę już kończyć. Chyba widzę Andreę Morris. Tak Harry, dokładnie tę Andreę. Rozłączam się, na razie – nacisnąłem czerwoną słuchawkę, po czym podbiegłem do dziewczyny, która z daleka wyglądała identycznie do znajomej, którą poznaliśmy kilka miesięcy temu wraz z Harrym.
W pierwszej chwili długowłosa w ogóle mnie nie rozpoznała. Stałem przed nią dłużą chwilę, lekko się uśmiechając. Andrea przyglądała mi się uważnie, po czym po kilku minutach radośnie klasnęła w ręce, przytulając się do mniej.
- Niall, to naprawdę ty? - spytała niepewnie, a ja kiwnąłem twierdząco głową. - Boże, zmieniłeś się, to dlatego z trudem cię rozpoznałam. Gdzie pozostała czwórka?
- Zostali w Anglii, ale niedługo powinni przyjechać – odpowiedziałem z uśmiechem, wskazując jej miejsce na przydrożnej ławce. - Jestem tutaj z powodu siostry, jesteśmy po pogrzebie Bruna.
- Racja, to dzisiaj – przyznała brunetka, spoglądając na mnie. - Byłabym wdzięczna, gdybyś przekazał kondolencje Kate. Z pewnych względów już się nie przyjaźnimy, jednak wypada by po tych wszystkich latach było stać mnie na taki gest, prawda? - nie odpowiedziałem, nie chcąc wypowiedzieć niestosownych słów. Przytaknąłem jedynie na jej pytanie, czekając na dalszy rozwój rozmowy.
Andrea jeszcze przez jakiś czas milczała, jednak niedługo po tym w końcu się odezwała. Zaczęła opowiadać mi o swoim życiu, o zmianach jakie zaszły dokąd widzieliśmy się po raz ostatni. Tak naprawdę nie słuchałem jej uważnie, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać. Jej słowa jednym uchem wlatywały, drugim zaś wylatywały, lecz szczególnie o to nie dbałem. Dyskretnie rozglądałem się po okolicy, chociaż niewiele mogłem już dostrzec, gdyż robiło się coraz ciemniej. W pewnym momencie moją uwagę przykuła pewna grupka chłopaków, którzy zwinnymi ruchami otoczyli jakąś dziewczynę, która momentalnie znalazła na środku pomiędzy nimi. Było widać, że ewidentnie coś od niej chcieli, chociaż ona próbowała się od nich uwolnić. Nie należałem do ludzi, którzy wtrącali się w nieswoje sprawy, nawet jeśli sprawa przedstawiała się w ten sposób i nawet jeśli tej dziewczynie groziła utrata życia. W takich chwilach zazwyczaj myślałem o sobie i o tym, co może przytrafić się mnie. Starałem się więc nie skupiać na tym miejscu, dlatego z powrotem przeniosłem wzrok na Andreę, która na moje szczęście nie zauważyła mojej dekoncentracji. Ze wszystkich sił próbowałem analizować słowa swojej towarzyszki, ale to zadanie w żaden sposób nie chciało ze mną współpracować. Po raz kolejny spojrzałem w tamtą stronę, gdzie dopiero teraz spostrzegłem znajomą twarz. Dotarło do mnie, że była to ta sama dziewczyna, którą spotkałem dzisiejszego popołudnia na cmentarzu. Bez słowa wyjaśnienia czym prędzej przedostałem się na drugą stronę, biegnąc w stronę grupki niebezpiecznych bandziorów. 
Była to jedna z chwil, w której na widok dziewczyny poczułem szybciej bijące serce. Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, iż będzie to miało takie znaczenie. Tłumaczyłem to wysiłkiem, jednak prawda była zupełnie inna. Od samego początku powinienem uważać spotkanie brunetki za coś najwspanialszego w moim życiu. Szkoda, że dopiero przekonałem się o tym tak późno.
Widząc mnie, wszyscy rozproszyli się w innych kierunkach, zostawiając dziewczynę samą. Z przyspieszonym oddechem podszedłem do niej, biorąc ją w swoje ramiona. Sam zaskoczył mnie ten gest, jednak nie miałem czasu, by zastanawiać się nad jego powodami i możliwymi konsekwencjami. Musiałem to zrobić, a gdy tylko poczułem jak brunetka drży, przytuliłem ją jeszcze mocniej. Uspokoiła się dopiero po kilkunastu minutach. Przez ten czas oboje milczeliśmy, lecz ta cisza zupełnie nam nie przeszkadzała. Objąłem ją ramieniem, prowadząc w bezpieczne miejsce, gdzie życie jeszcze choć trochę tętniło. W obecności kilku przypadkowych przechodniów nie czuła się już tak przerażona, dlatego postanowiłem zacząć rozmowę. Miałem ogromną nadzieję, że w końcu się do mnie odezwie, będę mógł poznać barwę jej głosu oraz przypadek. Nie ukrywałem, że równie mocno zależało mi na wyjaśnieniu sprawy z siostrą. 
- Czego od ciebie chcieli? - zapytałem, siadając z nią na ławeczce w parku. Cały czas ją obserwowałem, jednak ona nie obdarzyła mnie ani jednym spojrzeniem. - Posłuchaj, jesteś już bezpieczna. Obiecuję, że nie zrobię ci krzywdy. Możesz mi zaufać - miałem nadzieję, że te słowa dodadzą jej otuchy i zdoła się przede mną otworzyć. - Jak masz na imię?
- Spencer - odpowiedziała słabym głosem, spoglądając mi prosto w oczy. Jej brązowe tęczówki poraziły mnie jeszcze bardziej niż za pierwszym razem. Poczułem napływające ciepło, czego nie rozumiałem. Nie mogłem pojąć oddziaływania, jakie wywoływała na mnie ta dziewczyna. - Oni... chcieli mnie wykorzystać - ponownie tego dnia zaszlochała, zakrywając twarz dłońmi. - Dziękuję, że się zjawiłeś. Gdyby nie ty...
- Spokojnie - zacząłem gładzić ją po włosach, gdy tylko oparła głowę na moim ramieniu. - Spróbuj o tym zapomnieć, już po wszystkim. Jestem Niall Horan, jesteś bezpieczna - być może wygadywałem głupstwa, jednak zależało mi na uspokojeniu dziewczyny. 
- Nie mam tutaj nikogo - zaczęła niepewnie, ale zachęciłem ją do kontynuowania. - Jestem sama, każdego dnia tułam się po ulicach Nowego Jorku i wciąż nie wiem czego szukam. Doskonale widzisz jak wygląda moja sytuacja, mieszkam tak naprawdę pod mostem - po tych słowach moje serce ogarnął ogromny żal i współczucie. Nie sądziłem, że brunetka znajduje się w tak złej sytuacji. - Przepraszam. Nie powinnam ci się wyżalać.
- Nic się nie stało - przyznałem szczerze, chwytając ją za rękę, widząc jak zamierza ponownie odejść. - Pamiętaj, że zawsze możesz porozmawiać ze mną o wszystkim. Jestem do twojej dyspozycji. I dzisiejszego wieczoru nie pozwolę, byś spędziła noc tak jak zawsze. Wynajmę dla ciebie pokój w przytulnym hotelu i nie chcę słyszeć słowa odmowy. Nalegam, Spence.
Słysząc zdrobnienie swojego imienia, nieśmiało uśmiechnęła się w moją stronę. Cieszyłem się z tego gestu, bowiem po raz pierwszy mogłem zobaczyć ją zadowoloną. Byłem wariatem, skoro martwiłem się o obcą dziewczynę, którą zdołałem poznać z jednej strony. Przyjaciele z pewnością nie pochwalaliby tego pomysłu, jednak nie zamierzałem zaprzątać sobie teraz tym głowy. Obiecałem brunetce pomoc i postanowiłem się z tego wywiązać.
- Mogę o coś zapytać? - po dłuższej chwili milczenia Spencer ponownie się odezwała. Kiwnąłem głową, dając jej możliwość wypowiedzenia się. - Kim jest dla ciebie Katherine? - spojrzała w moje oczy, niecierpliwie wyczekując odpowiedzi. Zaskoczyła mnie tym pytaniem, lecz musiałem powiedzieć jej prawdę.
- Kate jest moją siostrą - odparłem powoli i spokojnie, zauważając na twarzy brunetki zaczerwienione policzki oraz łzy w oczach. Wszystko potoczyło się tak szybko.
Spancer podniosła się z miejsca, wyrywając się z mojego uścisku. Nic nie mówiąc, pobiegła w głąb parku, zostawiając mnie ponownie samego bez żadnego słowa wyjaśnienia. W jednej chwili miałem do siebie żal o prawdziwą odpowiedź, z drugiej zaś strony byłem wściekły na dziewczynę za jej tajemniczość i niewyjaśnione sytuacje. Prędko zdałem sobie jednak sprawę, iż Spance nie miała żadnego obowiązku wtajemniczania mnie w swoje życie prywatne. Byłem dla niej tak samo obcy jak ona dla mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz