Przez
całą drogę powrotną do domu nie odezwałem się ani słowem. Nie miałem
odwagi pytać rodzinę, a w szczególności Kate o dziewczynę, którą tak
surowo potraktowała. Ogromnie nurtowała mnie cała ta sytuacja, jednak
postanowiłem poczekać, aż emocje nieco ochłoną. Cokolwiek zrobiła
nieznajoma brunetka, moja siostra nie powinna była zachowywać się w ten
sposób. Prawdę mówiąc, jeszcze nigdy nie widziałem jej w takim stanie,
nigdy nie przejawiała takiej agresji. To świadczyło tylko o tym, iż
miała wrogie stosunki z tamtą dziewczyną.
Odprowadziłem
wszystkich do domu rodziców, po czym poszedłem przejść się po
pobliskiej okolicy. Tak naprawdę miałem nadzieję, że spotkam gdzieś
nieznajomą i być może to ona zdoła wytłumaczyć mi całą tę sytuację. W
międzyczasie postanowiłem zadzwonić do chłopaków, zawiadamiając ich o
stanie rzeczy. Miałem zrobić to zaraz po przyjeździe do Nowego Jorku,
jednak całkowicie wypadło mi to z głowy, zważając na spotkaną nas
tragedię. Wykręciłem numer Harry'ego, usłyszałem kilka sygnałów, po czym
w słuchawce w końcu odezwał się mój przyjaciel.
-
Niall! - krzyknął bez żadnego przywitania, a ja byłem niemalże pewien,
iż zacznie robić mi wielkie wyrzuty. Taki był Harry. - Dlaczego dzwonisz
dopiero teraz? Czy ty wiesz, co my tutaj przeżywaliśmy? Cały czas
siedzimy jak na szpilkach! Człowieku, gdzieś ty był? - całość powiedział
na jednym wdechu, co całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi i w
rezultacie zacząłem się z niego śmiać.
-
Spokojnie, Harry – odezwałem się, gdy tylko udało złapać mi się
powietrze. - Szczerze mówiąc, zupełnie zapomniałem do was zadzwonić,
przepraszam. Tyle się działo. Niedawno wróciliśmy z pogrzebu, naprawdę
przytłaczająca sytuacja. Wszystko opowiem wam, kiedy tylko się zobaczymy
– powiedziałem w skrócie, gdyż nie chciałem za bardzo wgłębiać się w
szczegóły. Nie była to rozmowa na telefon.
-
Kiedy możemy się zjawić? - zapytał zaraz przyjaciel, a w jego głosie
słyszałem wyraźną nutkę zmartwienia. Za to kochałem go najbardziej – bez
względu na sytuację, zawsze martwił się o swojego małego Nialla.
-
Zadzwonię do was za kilka dni, w porządku? - powiedziałem prędko,
widząc na horyzoncie znajomą twarz. - Posłuchaj, muszę już kończyć.
Chyba widzę Andreę Morris. Tak Harry, dokładnie tę Andreę. Rozłączam
się, na razie – nacisnąłem czerwoną słuchawkę, po czym podbiegłem do
dziewczyny, która z daleka wyglądała identycznie do znajomej, którą
poznaliśmy kilka miesięcy temu wraz z Harrym.
W
pierwszej chwili długowłosa w ogóle mnie nie rozpoznała. Stałem przed
nią dłużą chwilę, lekko się uśmiechając. Andrea przyglądała mi się
uważnie, po czym po kilku minutach radośnie klasnęła w ręce, przytulając
się do mniej.
-
Niall, to naprawdę ty? - spytała niepewnie, a ja kiwnąłem twierdząco
głową. - Boże, zmieniłeś się, to dlatego z trudem cię rozpoznałam. Gdzie
pozostała czwórka?
-
Zostali w Anglii, ale niedługo powinni przyjechać – odpowiedziałem z
uśmiechem, wskazując jej miejsce na przydrożnej ławce. - Jestem tutaj z
powodu siostry, jesteśmy po pogrzebie Bruna.
-
Racja, to dzisiaj – przyznała brunetka, spoglądając na mnie. - Byłabym
wdzięczna, gdybyś przekazał kondolencje Kate. Z pewnych względów już się
nie przyjaźnimy, jednak wypada by po tych wszystkich latach było stać
mnie na taki gest, prawda? - nie odpowiedziałem, nie chcąc wypowiedzieć
niestosownych słów. Przytaknąłem jedynie na jej pytanie, czekając na
dalszy rozwój rozmowy.
Andrea
jeszcze przez jakiś czas milczała, jednak niedługo po tym w końcu się
odezwała. Zaczęła opowiadać mi o swoim życiu, o zmianach jakie zaszły
dokąd widzieliśmy się po raz ostatni. Tak naprawdę nie słuchałem jej
uważnie, chociaż nie dawałem tego po sobie poznać. Jej słowa jednym
uchem wlatywały, drugim zaś wylatywały, lecz szczególnie o to nie
dbałem. Dyskretnie rozglądałem się po okolicy, chociaż niewiele mogłem
już dostrzec, gdyż robiło się coraz ciemniej. W pewnym momencie moją
uwagę przykuła pewna grupka chłopaków, którzy zwinnymi ruchami otoczyli
jakąś dziewczynę, która momentalnie znalazła na środku pomiędzy nimi.
Było widać, że ewidentnie coś od niej chcieli, chociaż ona próbowała się
od nich uwolnić. Nie należałem do ludzi, którzy wtrącali się w nieswoje
sprawy, nawet jeśli sprawa przedstawiała się w ten sposób i nawet jeśli
tej dziewczynie groziła utrata życia. W takich chwilach zazwyczaj
myślałem o sobie i o tym, co może przytrafić się mnie. Starałem się więc
nie skupiać na tym miejscu, dlatego z powrotem przeniosłem wzrok na
Andreę, która na moje szczęście nie zauważyła mojej dekoncentracji. Ze
wszystkich sił próbowałem analizować słowa swojej towarzyszki, ale to
zadanie w żaden sposób nie chciało ze mną współpracować. Po raz kolejny
spojrzałem w tamtą stronę, gdzie dopiero teraz spostrzegłem znajomą
twarz. Dotarło do mnie, że była to ta sama dziewczyna, którą spotkałem
dzisiejszego popołudnia na cmentarzu. Bez słowa wyjaśnienia czym prędzej
przedostałem się na drugą stronę, biegnąc w stronę grupki
niebezpiecznych bandziorów.
Była
to jedna z chwil, w której na widok dziewczyny poczułem szybciej bijące
serce. Wtedy nie zdawałem sobie jeszcze sprawy, iż będzie to miało
takie znaczenie. Tłumaczyłem to wysiłkiem, jednak prawda była zupełnie
inna. Od samego początku powinienem uważać spotkanie brunetki za coś
najwspanialszego w moim życiu. Szkoda, że dopiero przekonałem się o tym
tak późno.
Widząc
mnie, wszyscy rozproszyli się w innych kierunkach, zostawiając
dziewczynę samą. Z przyspieszonym oddechem podszedłem do niej, biorąc ją
w swoje ramiona. Sam zaskoczył mnie ten gest, jednak nie miałem czasu,
by zastanawiać się nad jego powodami i możliwymi konsekwencjami.
Musiałem to zrobić, a gdy tylko poczułem jak brunetka drży, przytuliłem
ją jeszcze mocniej. Uspokoiła się dopiero po kilkunastu minutach. Przez
ten czas oboje milczeliśmy, lecz ta cisza zupełnie nam nie
przeszkadzała. Objąłem ją ramieniem, prowadząc w bezpieczne miejsce,
gdzie życie jeszcze choć trochę tętniło. W obecności kilku przypadkowych
przechodniów nie czuła się już tak przerażona, dlatego postanowiłem
zacząć rozmowę. Miałem ogromną nadzieję, że w końcu się do mnie odezwie,
będę mógł poznać barwę jej głosu oraz przypadek. Nie ukrywałem, że
równie mocno zależało mi na wyjaśnieniu sprawy z siostrą.
-
Czego od ciebie chcieli? - zapytałem, siadając z nią na ławeczce w
parku. Cały czas ją obserwowałem, jednak ona nie obdarzyła mnie ani
jednym spojrzeniem. - Posłuchaj, jesteś już bezpieczna. Obiecuję, że nie
zrobię ci krzywdy. Możesz mi zaufać - miałem nadzieję, że te słowa
dodadzą jej otuchy i zdoła się przede mną otworzyć. - Jak masz na imię?
-
Spencer - odpowiedziała słabym głosem, spoglądając mi prosto w oczy.
Jej brązowe tęczówki poraziły mnie jeszcze bardziej niż za pierwszym
razem. Poczułem napływające ciepło, czego nie rozumiałem. Nie mogłem
pojąć oddziaływania, jakie wywoływała na mnie ta dziewczyna. - Oni...
chcieli mnie wykorzystać - ponownie tego dnia zaszlochała, zakrywając
twarz dłońmi. - Dziękuję, że się zjawiłeś. Gdyby nie ty...
-
Spokojnie - zacząłem gładzić ją po włosach, gdy tylko oparła głowę na
moim ramieniu. - Spróbuj o tym zapomnieć, już po wszystkim. Jestem Niall
Horan, jesteś bezpieczna - być może wygadywałem głupstwa, jednak
zależało mi na uspokojeniu dziewczyny.
-
Nie mam tutaj nikogo - zaczęła niepewnie, ale zachęciłem ją do
kontynuowania. - Jestem sama, każdego dnia tułam się po ulicach Nowego
Jorku i wciąż nie wiem czego szukam. Doskonale widzisz jak wygląda moja
sytuacja, mieszkam tak naprawdę pod mostem - po tych słowach moje serce
ogarnął ogromny żal i współczucie. Nie sądziłem, że brunetka znajduje
się w tak złej sytuacji. - Przepraszam. Nie powinnam ci się wyżalać.
-
Nic się nie stało - przyznałem szczerze, chwytając ją za rękę, widząc
jak zamierza ponownie odejść. - Pamiętaj, że zawsze możesz porozmawiać
ze mną o wszystkim. Jestem do twojej dyspozycji. I dzisiejszego wieczoru
nie pozwolę, byś spędziła noc tak jak zawsze. Wynajmę dla ciebie pokój w
przytulnym hotelu i nie chcę słyszeć słowa odmowy. Nalegam, Spence.
Słysząc
zdrobnienie swojego imienia, nieśmiało uśmiechnęła się w moją stronę.
Cieszyłem się z tego gestu, bowiem po raz pierwszy mogłem zobaczyć ją
zadowoloną. Byłem wariatem, skoro martwiłem się o obcą dziewczynę, którą
zdołałem poznać z jednej strony. Przyjaciele z pewnością nie
pochwalaliby tego pomysłu, jednak nie zamierzałem zaprzątać sobie teraz
tym głowy. Obiecałem brunetce pomoc i postanowiłem się z tego wywiązać.
-
Mogę o coś zapytać? - po dłuższej chwili milczenia Spencer ponownie się
odezwała. Kiwnąłem głową, dając jej możliwość wypowiedzenia się. - Kim
jest dla ciebie Katherine? - spojrzała w moje oczy, niecierpliwie
wyczekując odpowiedzi. Zaskoczyła mnie tym pytaniem, lecz musiałem
powiedzieć jej prawdę.
-
Kate jest moją siostrą - odparłem powoli i spokojnie, zauważając na
twarzy brunetki zaczerwienione policzki oraz łzy w oczach. Wszystko
potoczyło się tak szybko.
Spancer
podniosła się z miejsca, wyrywając się z mojego uścisku. Nic nie
mówiąc, pobiegła w głąb parku, zostawiając mnie ponownie samego bez
żadnego słowa wyjaśnienia. W jednej chwili miałem do siebie żal o
prawdziwą odpowiedź, z drugiej zaś strony byłem wściekły na dziewczynę
za jej tajemniczość i niewyjaśnione sytuacje. Prędko zdałem sobie jednak
sprawę, iż Spance nie miała żadnego obowiązku wtajemniczania mnie w
swoje życie prywatne. Byłem dla niej tak samo obcy jak ona dla mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz