Rozdział 1

Odkąd poznałem Harry'ego, Louisa, Zayna i Liama moje życie uległo całkowitej przemianie. Połączyła nas miłość do muzyki, ale również wierna i oddana przyjaźń. One Direction tworzyło pięć zwyczajnych chłopaków, którzy stanowili zgraną jedność. Cieszyłem się, że to właśnie mnie spotkało tak ogromne szczęście, że to właśnie ja miałem okazję zostać obdarowany muzycznym talentem, z którego nigdy nie zrezygnuję. Zespół dostał wielką szansę na promocję, w krótkim czasie staliśmy się sławni, rozpoznawani, zdobyliśmy miliony fanów na całym świecie. Było to coś, co trudno opisać prostymi słowami. Muzyka stanowiła cały mój świat, niczego więcej nie potrzebowałem – przynajmniej tak wydawało mi się na początku.
Nigdy wcześniej nie opuszczałem Londynu, nie wliczając tras koncertowych po całym świecie. Nie miałem takiej potrzeby, choć myślę, że przez cały ten czas żyłem w błędzie. Byłem uzależniony od chłopaków, zespołu i muzyki. Nie chciałem wyjeżdżać z Anglii, nie bywałem na żadnych uroczystościach rodzinnych, nie pojawiłem się nawet na ślubie swojej siostry. Rodzina powinna się ode mnie odwrócić, ale nigdy tego nie zrobiła. Wiedziałem, że mogłem na nich liczyć, zawsze mnie wspierali, chociaż wielokrotnie ich zawiodłem. Kilka dni temu dostałem list od rodziców, w którym nie zawarli zbyt wielu słów. Nie prosili bym przyjechał, ale w tej sytuacji nie musieli tego robić – podjąłem natychmiastową decyzję. Czułem się zobowiązany do bycia przy rodzinie, a szczególnie przy Katherine. Trudno było mi uwierzyć w to, co niebezpośrednio przekazali mi rodzice. Mogłem sobie wyobrazić przez co przechodziła teraz moja siostra, chociaż przychodziło mi to z trudem – do tej pory nie zakochałem się w żadnej dziewczynie. Zdawałem sobie jednak sprawę i doskonale wiedziałem, że Kate kochała swojego męża. Wiadomość o chorobie z pewnością była dla nich ciosem, a kiedy niespodziewanie nastąpił zgon – nie potrafiłem zdefiniować budzących się we mnie uczuć.
W ułamku sekundy zaczynałem odczuwać ogromne wyrzuty sumienia. Nie było mnie przy najbliższych przez tyle czasu, zupełnie nie wiedziałem, co działo się w ich świecie. Żyłem Londynem, chłopakami i One Direction. Po raz pierwszy uznałem to za znaczący błąd. Tylko siebie mogłem obwiniać za tę ogromną niewiedzę i tak też właśnie było. Żałowałem, iż wcześniej nikt nie powiedział mi o tak poważnej chorobie Bruna, która nie doprowadziła do niczego dobrego. Powinienem wspierać jego oraz siostrę w tych trudnych chwilach, lecz nie zrobiłem tego. Wszystko poszło na boczny plan, odkąd stanąłem na szczycie swojej sławy. Od momentu otrzymania listu z rodzinnych stron postanowiłem wszystko zmienić, a pierwszym krokiem ku temu był wyjazd do Nowego Jorku. 
Nie znałem dokładnej daty swojego powrotu, dlatego śmiało zaprosiłem przyjaciół do domku moich rodziców, kiedy tylko wszystko się ustatkuje i wróci do normy. Obiecałem często dzwonić, prosząc o to samo. Rozstanie z najbliższymi ludźmi mojemu sercu było dla mnie naprawdę trudne, jednak cały czas starałem się myśleć o rodzinie, a w szczególności o Katherine. Nie widziałem się z nią od kilku lat, przez co czułem się jeszcze gorzej. W dzieciństwie byliśmy nierozłączną parą, wszystko robiliśmy wspólnie, tworzyliśmy rzadko spotykane rodzeństwo, które nigdy się nie kłóciło. Nie mogłem uwierzyć co sława i jeszcze większa jej chęć zrobiła z moją osobą. Poczułem potrzebę rozmowy z siostrą, zwyczajnego bycia przy niej.
*~*
- Dlaczego Niall, dlaczego? - poczułem spływające łzy z oczu Kate na swoich policzkach, kiedy tylko rzuciła mi się w ramiona. Dziwne, ale dopiero wtedy mogłem odetchnąć z ulgą, byłem bowiem na swoim miejscu, w domu. - Miał całe życie przed sobą. Dlaczego on? - blondynka nie potrafiła powstrzymać szlochu, a ja nie za bardzo wiedziałem jak jej pomóc.
- Nie wiem, Kate - odpowiedziałem zgodnie z prawdą. - Taka jest kolej rzeczy, rodzimy się i umieramy. Wiem, że to niesprawiedliwe, że Bruno odszedł w tak młodym wieku, ale widocznie takie było jego przeznaczenie - dziwiłem się z wypowiedzianych słów, bowiem nigdy specjalnie nie byłem religijny. Traktowałem to z obojętnością. - Życie toczy się dalej, a ty prędzej czy później się podniesiesz, bo właśnie taka jest kolej rzeczy.
Przez kilkanaście minut słuchałem nierównych oddechów swojej siostry, wylewającej łzy jeszcze przez długi czas. Niczego nie mówiłem, milczeniem oddawałem jej całą miłość, którą ją darzyłem. Cieszyłem się, że pomimo naszej długiej rozłąki, Kate wciąż miała do mnie zaufanie i tylko ja byłem jedyną osobą, która mogła ją pocieszyć. Ogromnie mnie to wzruszyło i właśnie w tamtej chwili postanowiłem spędzać z siostrą więcej czasu w miarę naszych możliwości. Zamierzałem postawić ją ponad wszystko, nawet ponad zespół i karierę, która musiała zejść na drugi plan. Nie mogłem dalej być człowiekiem, za którego uchodziłem przez cały ten czas.
- Nie płacz, księżniczko - szepnąłem jej do ucha, w odpowiedzi dostając lekki uśmiech na jej twarzy. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Teraz musimy iść pożegnać się z Brunem, pochować go - starałam się wplątać owe słowa w miarę swobodny monolog, jednak widząc grymas bólu Kate, prędko dodałem: - Spokojnie. Jestem przy tobie. Przejdziemy przez to razem, obiecuję, królewno.
Byłem młodszym bratem Katherine, ale odkąd pamiętam to ona przychodziła do mnie z płaczem, oczekując ode mnie braterskiej obrony. Wykonywałem te obowiązki, często czując się o wiele starszy od niej. To zawsze moja mała siostrzyczka potrzebowała rad, których chętnie udzielałem, uważała mnie za dojrzałego mężczyznę, kiedy inni traktowali mnie jak dzieciaka. Za to kochałem ją jeszcze bardziej. 
Na pogrzebie Kate trzymała się z rodzicami, co doskonale rozumiałem. Osobiście nie wiedziałem niczego o Brunonie oprócz tego, iż był mężem mojej siostry. Czułem, że nie pasowałem do tej pogrzebowej ceremonii. Niezauważony oddaliłem się od miejsca pochowku mężczyzny, kierując się do samego wejścia na cmentarz, gdzie wcześniej dostrzegłem ławkę. Postanowiłem spokojnie zaczekać na resztę rodziny, by później w ciszy udać się z nimi do domu i podświadomie rozpocząć nowy etap swojego życia.
Moją uwagę przykuła drobna, wychudzona dziewczyna zajmująca ławeczkę, do której zmierzałem. Bezszelestnie udało mi się usiąść obok niej, jednak nie miałem odwagi się do niej odezwać. Zresztą, po co? Nawet jej nie znałem. Była okryta długim czarnym szalem po sam czubek głowy. Wystające końcówki włosów wraz z powiewem wiatru kołysały się do rytmu ruchu gałęzi drzew. Jak widać muzyka towarzyszyła mi na każdym kroku. Siedząc w zupełnej ciszy, skupiałem swoje myśli na śpiewie ptaków i odgłosach natury, kiedy nagle tuż obok usłyszałem szlochanie. Dopiero teraz dotarło do mnie, iż owa dziewczyna przez cały czas płakała, z niewiadomego mi dotąd powodu.
- Mogę w czymś pomóc? - zagadnąłem trochę nieśmiało, wpatrując się w plecy towarzyszki. - Co się stało? Dlaczego płaczesz? - zadałem kolejne pytania, jednak wciąż odpowiadała mi tylko cisza i coraz głośniejsze szlochanie dziewczyny.
Podniosłem się z miejsca, stanąłem na przeciwko nieznajomej, kucając przy niej. Delikatnie odchyliłem czarny szal z jej twarzy, aż wreszcie mogłem spojrzeć w jej brązowe tęczówki, które momentalnie mnie zachwyciły. Podkrążone i czerwonawe od płaczu oczy nie odbierały uroku brunetki - naprawdę była śliczną dziewczyną, lecz bardzo nieszczęśliwą.
- Wszystko w porządku? - spróbowałem znowu, próbując przekonać samego siebie w duchu, że się nie poddam. Chciałem usłyszeć jej głos, chciałem po prostu się czegoś dowiedzieć. Nieznajoma spojrzała w kierunku zebranego tłumu nad grobem zmarłego męża mojej siostry, a mnie od razu nasunęło się pytanie. - Znałaś go? - dziewczyna skinęła głową.
Domyśliłem się, że Bruno musiał być dla niej ważną osobą, gdyż ogromnie przeżywała jego śmierć. Śmiałem nawet dopuścić do siebie myśl, że obca dla mnie dziewczyna pokazywała po sobie więcej bólu po tej tracie od Kate, która kilka miesięcy temu wzięła ślub z tym człowiekiem. Nie rozumiałem, skąd się to brało, ale miałem dokładnie takie odczucia. Jej oczy wskazywały na wiele nieprzespanych i zapłakanych nocy.
Niespodziewanie za moimi plecami pojawiła się Katherine. Spostrzegłem również stojących za nią rodziców oraz rozchodzący się tłum pozostałych ludzi. Oznaczało to, że pogrzeb dobiegł końca, a ja nie zdążyłem wrócić tam na czas. Znów poczułem się winny, ale szybko przestałem się nad tym zastanawiać. Zachowanie mojej siostry w stosunku do tej biednej dziewczyny przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Kate ze łzami w oczach, z wypisaną na twarzy złością i nienawiścią podeszła do brunetki, wymierzając jej siarczysty policzek i wyzywając od najgorszych. Chciałem, ale nie byłem w stanie niczego zrobić. Nie potrafiłem wydusić z siebie żadnego słowa, postępek Katherine zupełnie zbił mnie z tropu. Nieznajoma czym prędzej podniosła się z miejsca, po czym uciekła z cmentarza. Odprowadziłem ją wzrokiem do samej bramy, aż zniknęła za rogiem, a następnie spojrzałem w stronę rodziców i siostry. Niczego nie mogłem wyczytać z ich twarzy, ale miałem wrażenie, że dobrze wiedzieli kim była tamta dziewczyna i doskonale ją znali.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz